Trochę zapomniane, trochę niedoceniane...

Powiem Wam, że pierwszą z prezentowanych niżej książek wspominam jako tę, co napisała się sama. Po prostu nie wiem i kiedy ją napisałam, tak mi się miło w świecie Gabrysi Szczęśliwej przebywało. I jako jedną z nielicznych przeczytałam po raz drugi (bo ja pozasłużbowo nie czytam moich książek) i... zaśmiewałam się jak norka, przy niektórych dialogach. Z "Latem w Jagódce", bo to o niej mowa jest związana pewna anegdota. Mój wujek siedzi w pracy, a obok kumpel - facet po pięćdziesiątce czyta książkę i co chwila zarykuje się śmiechem. Wreszcie wujek pyta: "Co ty czytasz, że takie śmieszne?" Na to tamten: "A wiesz, taką powieść dla kobiet, ale niesamowicie śmieszną, "Lato w Jagódce" jakiejś Michalak. Na to wujek: Eeeee.... to moja siostrzenica. Tak więc polecam "Lato w Jagódce" Waszej pamięci, bo jakoś umyka we wszystkich głosowaniach i zestawieniach, a... to urocza książka.


Drugą, również nieco niedocenianą i też trochę przemilczaną jest "Wiśniowy Dworek", który pisałam niedaleko tytułowego dworku, co było po prostu magiczne. To pierwsza książka, w której zły charakter stoi po stronie dobra. Jest to również jedna z nielicznych książek, którą autorka przeczytała dla radości zanurzenia się z powrotem w tamtym świecie. Poza tym główny bohater tak niesamowicie mnie (autorkę, rozumiecie) zauroczył, że właśnie piszę jego dalsze losy...


A Wy co o tych dwóch tytułach sądzicie? Nie dajmy im odejść w zapomnienie!